Znów mnie nie było i znów wróciłam;
gwoli wyjaśnienia, z tzw. letnich wojaży, już trzynastych, tym razem bliskich i krótkich, bo z okolic dolnośląskich i ledwie pięciodniowych.
O zwiedzaniu Dolnego Śląska mówiłyśmy już od dawna, pytanie brzmiało, którą jego część, bo całego na raz i w pięć dni nie da rady. Ostatecznie stanęło na Kotlinie Jeleniogórskiej, z noclegiem w jednym miejscu (w Wolimierzu, wsi artystów, z widokiem na Stóg Izerski), z którego robiłyśmy całodniowe wypady w okolice. W planach miałyśmy różne miejsca, różne nieco od tych, które w końcu zobaczyłyśmy, bo plany, jak wiadomo, mają to do siebie, że lubią się zmieniać;)
Pewien niedosyt odczuwam, bo tym razem byłam bardziej przewodnikiem niż uczestnikiem, co dość zrozumiałe, ale udało mi się znaleźć miejsce, w którym nie to, że nie byłam, ale byłam dawno, kiedy było w ruinie, a teraz proszę,
pięknie odnowione.
Relacje będą, a póki co, mówię do widzenia... w Krakowie, po którym mam zamiar znów się poszwendać trochę, tym razem w towarzystwie wnuczka, też przyjaciółek,
ach, plany mam, ale jak to z planami, wiecie, nie lubią być sztywne...
Pozdrawiam wszystkich serdecznie
;)