niedziela, 27 listopada 2016

ni to jesień, ni to zima, czyli spacerkiem po Goczałkowicach


Od czego by tu...?
 Może od Pszczyny, wróć, przyczyny - szukałam noclegu w Pszczynie, nie udało się, znalazłam w pobliskich Goczałkowicach; przyznaję, nie pamiętałam, że to Zdrój, nigdy tu (chyba) nie byłam nawet przejazdem.
 Weekend z 11 listopada nie był najciekawszym wyborem, jak się okazało, pogoda dopisała średnio, ale nie narzekam - zobaczyłam miejsce, do którego chętnie wrócę 'inną razą', bo przecież, wiadomo, nie zrobiłam takich zdjęć, jakie bym zrobić chciała, nie zobaczyłam wszystkiego, co zobaczyć planowałam, za to trafiłam na świetny nocleg, więc pretekstów ci nie zabraknie;)

Zacznijmy od tego, że nie miałam żadnych oczekiwań, więc i rozczarowań nie było,
przeciwnie - spodobało mi się, mimo że miejsce w porównaniu z uzdrowiskami dolnośląskimi wypada słabo, to ma przecież swój charakter i urok.


Zabudowa niska, jedno bloczysko co prawda, ale nie czepiajmy się szczegółów - jest trochę stylowej zabudowy, ładny park, niedaleko zapora i Ogrody Kapias, jest gdzie spacerować.
Poza tym - ludzie przyjeżdżają tu na zabiegi, mają co robić na pewno.

 
 
 

 Kilka lokalnych smaczków też się znajdzie:)


Zjeść można w "Kogucie i kurce" (drożej i wyszukanie)


 albo vis a vis (równie smacznie i taniej),


a kalorie spalić spacerując alejką wzdłuż...

... którą to alejką można, prawdopodobnie, dojść do Zapory,  ale było za mało czasu a za dużo błota, żeby to testować;  zostawiamy to na bliżej nieokreślone kiedy indziej, a na razie wchodzimy na zaporę od czoła, czyli korony.


 Pszczyńska zapora łączy cztery największe tutejsze wały - Goczałkowicki, wał w Zabrzegu, Łące i Porębie -  3 kilometry trasy, raj dla spacerowiczów, rowerzystów i rolkarzy, jeśli ktoś, oczywiście, lubi po betonie...
Po encyklopedyczne wiadomości odsyłam zainteresowanych szczegółami tu,
od siebie dodam, że 'ogrom przestrzeni' robi wrażenie, a widziałam fragmencik zaledwie.


Atrakcją innego rodzaju, przyciągającą tu nie tylko turystów i kuracjuszy, są wspomniane Ogrody, ale o nich będzie krótko i w następnym poście.
Póki co - pozdrawiam ze stolicy smogu, czyli Krakowa:(
:)

piątek, 18 listopada 2016

w parku albo późną jesienią w Pszczynie


Ktoś nie zna? Nie widział, nie słyszał?
 To błąd, który trzeba naprawić;)
Piękny zamek, urokliwy park, ładny ryneczek, unikalne Muzeum Prasy, wreszcie - najlepszy na świecie chleb z tutejszej piekarni!
Nie pytajcie o szczegóły - teraz byłam tu chwilę, późnym, szarym popołudniem, na dodatek w dzień świąteczny, więc wszystko, poza knajpkami, pozamykane, ale kilka lat temu zwiedziłam zamkowe muzeum i powiem wam - warto, to mało powiedzieć, właśnie - trzeba.
I ten chleb pszczyński, przy okazji, kupić, zjeść, przypomnieć sobie smaki dzieciństwa, kiedy jeszcze wszystko było normalne, naturalne...;)


 Tym, którzy nie wiedza/pamiętają, podpowiem tylko, że był to kiedyś zamek obronny, co husytom się oparł, że władali tymi ziemiami książęta pszczyńscy, potem Promnitzowie, którzy przebudowali gotycką budowlę na renesansową, a potem znów w pałac barokowy. Od połowy XVIII wieku, kiedy dobra przeszły w ręce rodziny Anhalt-Köthen-Pless i Hochberg, wciąż coś przebudowywano i dobudowywano, m.in. wg planów znanych architektów Langhansa i Destailleura. Do dziś zachowało się, co warto podkreślić, 80% oryginalnego wyposażenia wnętrz z przełomu XIX i XX wieków.

 
 

Najbardziej zapewne znaną osobą, która kiedyś spacerowała po alejkach pszczyńskiego parku, była księżniczka Daisy, księżna Hochberg von Pless, też właścicielka zamku Książ (który zresztą wolała*); 
tu należałoby zapytać - kto pamięta film "Magnat"...;)


Na pszczyńskim rynku króluje dziś przyszłe lodowisko
zostawiam to bez komentarza, poza jednym - szkoda...

 

Kilka luźnych obrazków, które 'zauważa' obiektyw


i Muzeum Prasy Śląskiej, zamknięte, więc zostaje na tak zwane zaś, bo przecież wiadomo, że jakiś pretekst, by wrócić, musi być;)
 Wnętrza widziałam kilka temu, jak wspomniałam, ale zdjęć nie mam, więc i drugi powód się znajdzie, że nie wspomnę o skansenie.


Tyle na teraz;
 następnym razem zapraszam do Goczałkowic, też niestety smutnych, bo ni to jesiennych, ni to zimowych.
Cóż, taka pora roku...


* p.Stanisława Michalika serdecznie pozdrawiam:)

piątek, 4 listopada 2016

szukając jesieni


Wyrwałam się dziś za miasto, szukać jesieni;
no, niby jest, ale jakaś taka smutnawa. W górach podobno kolorów moc, co rusz ktoś donosi, a w dolinach słabo - może źle szukam, a może nie tam, gdzie trzeba?


Makowice to niewielka wieś w okolicy Świdnicy, tuż obok bardziej znanej Krzyżowej; jej główną atrakcją jest pałac z końca XIX wieku, niegdyś własność rodu von Websky; jak pisze M.Gaworski, "najbardziej znanym mieszkańcem pałacu był Wolfgang von Websky (1895-1992), światowej sławy malarz impresjonista".
 Dziś jest tu hotel z 'kompleksem parkowo-stawowym' i mini zoo, z nieco zaniedbanym malowniczym kościółkiem za płotem i niezbyt urokliwym co prawda sąsiedztwem, za to całkiem niezłą kuchnią:)
Kilka zdjęć, proszę;

....

Moja nieobecność na blogu nie była zamierzona - ot, splot okoliczności, trochę nieprzewidzianych kłopotów, które oby już za mną!
Zapraszam serdecznie:)