sobota, 25 marca 2017

w Piechowicach, czyli Pałac Pakoszów przy okazji


Zadziwiająco mało o nim informacji i gdyby nie wizyta na 
blogu Aleksandry, pewnie jeszcze długo nie wiedziałabym, że to takie urokliwe miejsce.
Czytam na wyborcza.pl:
"Ma prawie 300 lat. Stoi w Piechowicach koło Jeleniej Góry i Szklarskiej Poręby. Z jego okien rozciąga się wspaniały widokiem na Karkonosze i Zamek Chojnik. Popadał w ruinę, aż kupili go potomkowie dawnych właścicieli. Po latach remontu otworzyli tam hotel. Pałac właśnie otrzymał nagrodę Traveller's Choice Award 2015 dla najlepszego małego hotelu w Polsce."


"Pałac w Pakoszowie na rogatkach Jeleniej Góry to kolejny obiekt, który będzie udostępniony do zwiedzania w Dolinie Pałaców i Ogrodów. Zwieńczeniem trwającego kilka lat remontu jest odrestaurowanie sali balowej pałacu. Jego właściciele zdecydowali się odtworzyć barokowe malowidło na jej suficie.
Oryginalny obraz namalował jeden z uczniów Michaela Willmana, śląskiego mistrza baroku. Niestety, nie dotrwał do naszych czasów. Został zniszczony jeszcze przed rokiem 1945. Niemieckie małżeństwo Ingrid i Hagen Hartmann, które od 2004 roku jest właścicielem obiektu, odnalazło w rodzinnym archiwum dokumentację zdjęciową oryginalnego dzieła - fotografie pochodzą z 1930 roku. Hartmannowie odziedziczyli je po swoich przodkach, którzy opuścili pałac pod koniec II wojny światowej. Na podstawie zachowanych zdjęć odtworzono obraz na płótnie, które następnie przyklejono do sufitu. Rekonstrukcję przeprowadził jeden z najlepszych artystów zajmujących się malarstwem barokowym w Niemczech - Christopher Wetzel z Drezna. Artysta ten jest znany m.in. z rekonstrukcji barokowych malowideł kopuły kościoła Marii Panny w Dreźnie."

Rozczaruję was?
nie wejdziemy do środka, obejdziemy sobie pałac dookoła, rzucimy okiem na widoczny w oddali Chojnik, a tym którzy chcieliby zobaczyć wnętrza, polecam zdjęcia i  filmik Michała Rażniewskiego (uwaga, uwaga - prawnuka Heleny Mniszkównej), na których wszystko pięknie widać.


My spieszymy się do Szklarskiej Poręby:)
....

niedziela, 19 marca 2017

z Muhrau do Morawy, czyli szczęśliwe życie łatwe nie jest*


 "W grudniu 1944 roku na dziedziniec pałacowy wjeżdża duża ciężarówka wojskowa. Żołnierze ku przerażeniu gospodarzy zaczynają wyciągać jakieś paki, choć w pałacu nie ma gdzie szpilki wcisnąć. Wszędzie rozłożyli się uciekinierzy ze Śląska zajmowanego już przez armię radziecką. Trochę miejsca jest jeszcze tylko w salonie.
Herta von Wietersheim-Kramsta budzi w nocy dzieci, każe ubrać szlafroki i zejść do salonu, bo "czegoś równie pięknego być może nigdy już nie zobaczymy". W salonie stoją obrazy. Podnosi płachty, oświetla płótna latarką i mówi z nabożeństwem, że to Rubens, a to Van Dyck.
- Nic mnie to nie obchodziło. Trzęsłam się z zimna, oczy mi się kleiły, ale matce nie ośmieliłam się sprzeciwić. Ożywiłam się nieco, gdy powiedziała: "A to » Dama z łasiczką «Leonarda da Vinci." 
Łasiczka! Łasiczki znaliśmy z polowań na lisy, leśniczy wpuszczał je do lisich nor.
Günther Grundmann, konserwator zabytków Śląska, więcej uwagi poświęcił jednak "Damie...". Zjawił się w Morawie 29 stycznia 1945 roku. Kiedy zorientował się, jakie dzieła sztuki trafiły do zamku - m.in. arrasy z Wawelu, obrazy Canaletta z Warszawy, tablice ołtarzowe z kościoła Mariackiego w - pakował je całą noc i przewiózł do biblioteki hrabiego von Schaffgotscha w Cieplicach. Stamtąd trafiły na Zachód."

Powyższy cytat jest fragmentem rozmowy z p. Melittą Sallai, córką niegdysiejszych właścicieli pałacu w Morawie, wtedy Muhrau. To jedno z jej ostatnich, dziecięcych wspomnień - w styczniu 1945 r. opuściła wraz z rodziną pałac, by.... wrócić do niego po niespełna pięćdziesięciu  latach jako inicjatorka fundacji polsko-niemieckiej, lokatorka i honorowa obywatelka pobliskiego Strzegomia.



Po wojnie pałac stał się siedzibą pegeeru, potem szkoły, wreszcie, cytuję za morawa.org:

"W 1991 r. potomkowie byłych właścicieli, nawiązując do dobroczynnej tradycji Marii von Kramsta i pragnąc wnieść wkład w dzieło pojednania polsko-niemieckiego, wystąpili z inicjatywą ufundowania w Morawie charytatywnego przedszkola. Zawiązali w tym celu Stowarzyszenie Przedszkolne św. Jadwigi z siedzibą w Baden-Baden i w krótkim czasie pozyskali liczne grono prywatnych darczyńców. Po przeprowadzeniu niezbędnych prac remontowych przedszkole zostało otwarte w maju 1993 r.
Ponieważ Skarb Państwa nie zgodził się na wydzierżawienie przedszkolu tylko części budynku (jako zabytkowy zespół parkowo-pałacowy stanowi on niepodzielną całość), zrodził się pomysł przeznaczenia mieszkalnej części pałacu na ośrodek edukacyjny i dom spotkań polsko-niemieckich, który rozpoczął działalność we wrześniu 1994 r. Jesienią 1995 r. została zarejestrowana Fundacja św. Jadwigi, której statut objął obie instytucje: przedszkole i dom spotkań. Imię znanej z dobroczynności św. Jadwigi, przybyłej na Śląsk z Andechs w Bawarii, żony księcia Henryka Brodatego i matki Henryka Pobożnego, przypomina jeden z wielu wątków wspólnej, pozytywnej historii sąsiedztwa Polaków i Niemców."
Podobno jest tu też hotel.


 Byliśmy tu kilkanaście dni temu, było szaro i buro, ani to zima, ani wiosna, żywego ducha, jeśli nie liczyć samochodu parkującego przed pałacem, czy trzech osobników wędkujących nad brzegiem stawu. Pospacerowaliśmy, pooglądaliśmy ślady przeszłości, postanowiliśmy wrócić może jesienią, może będzie pięknie i kolorowo;
a dziś - w sepii...


*
tytuł nawiązuje do wspomnianego wcześniej wywiadu z p.Sallai, warto przeczytać.

niedziela, 12 marca 2017

urlop albo tydzień w Szklarskiej


Urlopowaliśmy się przez ostatni tydzień (mąż od pracy zawodowej, ja od obowiązków domowych) w Szklarskiej Porębie, całkiem udanie. Pogoda była zmienna, raz słońce raz deszcz (czasem ze śniegiem), w pensjonacie gospodarze i my, w knajpach puchy, na szlakach żywego ducha - marzec w górskiej okolicy to jest to, co lubię:) Odpoczęliśmy; pan mąż więcej i bardziej, bo nie ma problemów z kondycją, ja mniej, bo na kondycję musiałam zapracować, ale nie narzekam. 

Zaliczyliśmy dwa pałace (w drodze do), 


spacer po ścieżkach Szklarskiej bliższych (Chybotek) i dalszych (Bukowiec), 


w Izerach - Wysoki Kamień (z widokami na Karkonosze)
 i wypad do Orla - ja połowicznie, mąż successfully:)


 Nocleg mieliśmy w miejscu, które lubię, z widokiem na Szrenicę,
 przy czym określenie 'z widokiem' było chwilami przesadzone...
 

Opowiem:)

czwartek, 2 marca 2017

o zamku i karpiach, czyli z wizytą w Karpnikach


Podobno było tak:
 zbudował był pewien możny rycerz zamek, a stawy okoliczne kazał napełnić karpiami. Karpie wolno było odławiać i podawać tylko na pański stół, a każdemu, kto by się na nie połasił, ksiądz proboszcz z ambony karą boską i boleściami, a nawet śmiercią, groził.
(Odpowiedź na pytanie, czy ksiądz bywał na karpie do zamku zapraszany, potraktujmy jako retoryczną.) Ludność okoliczna tak postraszona trzymała się tedy od karpi z daleka, do czasu jednakowoż, kiedy to inny rycerz zatrzymał się w sąsiedztwie, a jego giermek na karpie się zasadził, o zakazie nie wiedząc, a może lekce sobie go ważąc.
Zobaczyli wieśniacy, że żadna kara ni boleść ani na rycerza ani na jego giermka nie spadły, uznali więc zakaz za niebyły i karpie odławiać zaczęli. Szybko wieść o niesubordynacji poddanych dotarła do pana, który wpadłszy we wściekłość, dla przykładu, jednego z nich, syna swojej praczki, wdowy, ukarać postanowił okrutnie; na nic lamenty, na nic błagania, syn wdowy zawisł na bramie.
 Tej samej jeszcze nocy przyśnił się powieszony biedak dziedzicowi - stanął nad śpiącym, z karpiem w ręce i rzekł: 
Odchodzę stąd, zabieram ze sobą matkę i wszystkie ryby.
Wyskoczył rycerz z łoża, podbiegł do okna i ujrzał w świetle księżyca, jak setki karpi wyskakują z wody i suną drogą do Gruszkowa. Oszalały, padł na ziemię i ducha wyzionął,
a wieś na rzeczy pamiątkę otrzymała nazwę Karpniki;
 tak, w każdym razie, napisała Joanna Lamparska w jednej ze swoich licznych książek o Dolnym Śląsku:)

O karpnickim zamku można by długo i treściwie, ale ja ograniczę się dziś tylko do zdjęć; suche informacje znajdziecie np. tu tu
a teraz - chodźmy na spacer, latem...


 ... i zimą:)


A dziesięć lat temu, w czerwcu 2007, tak pisałam na starym blogu:
 "Zamek w Karpnikach, położony blisko drogi, trudno znaleźć, tak 'strzegą' go zarośla i brak jakiejkolwiek wskazówki."

:)