niedziela, 28 lipca 2013

zadziwienia albo podróżując po Polsce

Wróciłam, przypominam się..
Planowane coroczne 'letnie wojaże' udały się częściowo;
udały, bo zobaczyłam kawałek Polski, nie udały, bo podróż trzeba było skrócić, musiałam wrócić do domu z tzw. przyczyn obiektywnych, czasem tak bywa, trudno.
Ale - co zobaczyłam, to moje, a co mnie zachwyciło i zadziwiło, pokazywać będę przez czas długi;)

Zachwyty i zadziwienia charakter miały przeróżny;


 industrialny - jak w okolicy Góry św.Anny i Dobrzenia Wielkiego,


 wielkomiejski


jak w Opolu,

czy Zielonej Górze,

 

 nawiasem mówiąc - palmiarnia była zamknięta:(


mało-miejski, że tak to ujmę, np. w Lewinie Brzeskim,


Bytomiu Odrzańskim,


czy w Żarach,


 wiejski i przydrożny, nadjeziorny i  nadrzeczny, zamkowy i pałacowy, zabytkowy i nie,
 i w ogóle;)Zrobiłam prawie 1300 kilometrów, drogami głównymi i lokalnymi, raz z przyjemnością,


raz - z uwagą wytężoną, bo drogi jakby połowicznie...?!

 

Przeprawiałam się przez Odrę,


spoglądałam na jeziora - Łagowskie z góry


Niesłysz z dołu,


nawiązywałam kontakty międzyludzkie
 

stołowałam się w fajnych lokalach, 
 

(niektóre nie bez ambicji artystycznych:))


szukałam i znajdowałam zabytki - autentyczne, odtworzone, odnowione, zrujnowane, puste i zamieszkałe...


na głogowskiej 'starówce',


 w Zaborze,  własność NFZ,


w Bojadłach, własność prywatna - nie dzieje się nic, kogoś to dziwi?

 

wreszcie w Parku Mużakowskim, co prawda już po niemieckiej stronie, ale;
W wolnych chwilach siedziałam sobie np. na tarasie, w domku tuż pod lasem, w chłodzie, kiedy dookoła upał


 i  robiłam zdjęcia pająkom i pajęczynom...


 ale to wszystko nic!
Bo największe zadziwienie przeżyłam pierwszego dnia podróży, kiedy trafiłam do Kup i w Kup kupowałam, po Kup spacerowałam, o Kup czytałam, innymi słowy - jest w Polsce i w języku polskim nazwa, której się nie odmienia, a powinno!


Na dziś to tyle, teraz idę nadrabiać blogowe zaległości - w domku na skraju lasu nie było zasięgu - a potem chyba napiszę do profesora Miodka w sprawie tego dziwoląga nazewniczego...
;)

środa, 10 lipca 2013

o cudach, egzorcyzmach, uzdrawianiu, krótko mówiąc - Radecznica wita


Radecznica to jedna z 43 tysięcy polskich wsi.
Położona malowniczo w Szczebrzeszyńskim Parku Narodowym, nad rzeką o wdzięcznej nazwie Por, zamieszkała przez niecały tysiąc obywateli, jest siedzibą gminy, ale myliłby się ktoś sądząc, że jest to wieś zwyczajna, jakich wiele, albowiem jest to znane w okolicy miejsce kultu, nazywane Częstochową Lubelszczyzny, do którego ciągną pielgrzymki ludzi łaknących uzdrowienia, pocieszenia, cudu.

A cudów dokonuje tu od lat wielu (dokładnie od 8 maja 1664 r.) Święty Antoni,  którego figurka stoi tuż obok kapliczki na wodzie, u stóp Łysej Góry, pod barokowym kościołem OO.Bernardynów, których św.Antoni z Padwy patronem jest.


Kiedy wieści o cudownym objawieniu i o łaskach, jakie zostały tu udzielone dotarły do bpa Mikołaja Świrskiego, sufragana chełmskiego, ten wieś całą  kupił, a następnie zwrócił się do Bernardynów z propozycją objęcia tu placówki.


"Placówka", czyli klasztor i kościół stanęły tu pod koniec XVII wieku i trwały ku pociesze wiernych aż do
powstania styczniowego, po którym to ukazem carskim klasztor zlikwidowano, a zakonników wyproszono.
Wrócili na swoje włości dopiero w 1919 roku, ale nie na długo, bo w czerwcu 1950 r. Bezpieka ojców aresztowała pod zarzutem działalności wrogiej PRL,  nie bez kozery, dodajmy, czyli za konszachty z AK i WiN.


2 sierpnia 1950 roku w murach klasztornych zamieszkało 150 chorych psychicznie i od tego dnia do dziś funkcjonuje w Radecznicy Szpital Psychiatryczny.
Po latach zakonnicy na swoje włości wrócili, szpital rozbudowano, a budynki zabrane klasztorowi oddano.

"Mimo trudnego początku, pomiędzy Szpitalem a Klasztorem nawiązała się nić wzajemnej sąsiedzkiej pomocy, współpracy i zrozumienia. W miarę możliwości staramy się sobie nawzajem pomagać w różnych ważnych dla naszych instytucji sprawach. "

 


W szpitalu obok oddziałów psychiatrycznych są też oddziały terapii uzależnień.Kiedy tam byłam, wielu chorych siedziało na ławeczkach, inni spacerowali, jeszcze inni schodzili się z opiekunami do kapliczki św.Antoniego.Na stronie szpitala można - warto - zobaczyć prace pensjonariuszy, niektóre b.ciekawe.


Tylko - to prosektorium vis a vis wejścia na oddział...


Jedno, co mnie zastanawia, to czy egzorcystyczna działalność OO.Bernardynów ma coś wspólnego z bliskim sąsiedztwem szpitala...?

Gdyby ktos był zainteresowany terminami 2013, to służę...
;)

poniedziałek, 8 lipca 2013

koniecznie - na kawę do Janowa Lubelskiego, na spacer do Frampola


 

 Rzut beretem od Gwizdowa, z którego wybraliśmy się nad Imielty Ług,  na skrzyżowaniu dróg 19 i 74, leży Janów Lubelski.Warto tu wstąpić na absolutnie przepyszną  kawę - nie powstydziłaby się jej niejedna kawiarnia w dużym mieście - w tej cukierence widocznej na drugim zdjęciu, za kamieniem ku czci.


Można też zjeść pizzę obok, ale przymusu nie ma...


...a że czas goni, to tylko rzut oka na ryneczek



i wsiadamy w samochód

(można autobusem, jak kto woli)
 i w drogę, przed nami Frampol - miasto, które miało być idealne;)


Układ przestrzenny Frampola jest ewenementem w skali kraju, cytuję:

"Wszystko zaczęło się w 1705 r., gdy Franciszek Butler zakładał nową osadę o charakterze przemysłowo-rolnym. Za radą architekta rozplanował ją przestrzennie w oparciu o renesansową koncepcję urbanistyczną, podobną do tej z Zamościa i Głogowa Małopolskiego. Tyle, że zmodyfikowaną.

Ze zorientowanego idealnie według stron świata Rynku wychodzi 8 ulic. Rynek obiegają też ulice równoległe do niego, co w całości przypomina szachownicę, a może bardziej pajęczynę. Na osi północ-południe znalazł

się ratusz i kościół.Typowa jednostka osadnicza składała się z domu i stodoły, a więc każdy z tych elementów musiał współtworzyć zabudowę ulic. Obok ulic głównych powstały zatem tzw. ulice stodolne, prawdziwy architektoniczny rarytas.

Pierwotnie rynek stanowił ogromny plac o wymiarach 225 x 225 m. Był większy od krakowskiego! W XIX w., uznano jednak, że jest zbyt duży i zmniejszono każdy bok o 85 metrów.Od 1738 r., przez 130 lat Frampol był miastem i kolejne 130 znowu nie był. Dziś ponownie jest.
Tutejsi mieszczanie trudnili się tkactwem, ale i uprawą roli, do czego potrzebne były stodoły. Tak zresztą sytuowano zabudowę, że bliżej rynku zamieszkiwali rzemieślnicy i kupcy, a dalej włościanie.

Obecnie tamtego Frampola już prawie nie ma, ale jest oryginalna pajęczyna ulic. Nie zdołali jej zniszczyć lotnicy niemieccy, którzy we wrześniu 1939 r. ćwiczyli tu celność bombardowania, obracając przy okazji w ruinę 90% drewnianych domostw."

Dodam, że kiedyś mieszkała tu liczna społeczność żydowska, skutecznie przez Niemców zlikwidowana..
Kilka zdjęć;





 















A my w drogę, przed nami Szczebrzeszyn
:)