środa, 27 kwietnia 2016

dynamicznie, czyli wypad do Sulisławia


Takie niebo widziałam wczoraj, na tej samej, co tydzień temu, trasie, czyli między Wrocławiem a Nysą; wiało, przewalało chmury z jednej strony nieba na drugą, wreszcie zakotłowało się...


szczęśliwie, padać zaczęło już kiedy znalazłam się w gościnnych progach pałacu w Sulisławiu...


 Pałac, zwany też zamkiem, jest obecnie ośrodkiem ajurwedy i jogi;
jest hotel i spa, jest też wyśmienita kuchnia i, co warto podkreślić, fantastyczna, życzliwa atmosfera. Zdjęć zrobiłam zaledwie kilka, więc nie pokażę wam fasady pałacu od strony drogi, najciekawszej chyba, ani też wnętrza, w którym stoi stół, przy którym balowali... Stonesi!, ani szkicu Jana Matejki, wiszącego sobie w korytarzu, ani zbioru porcelany z Tułowic.... 
No, chyba że kiedy indziej, bo mam nadzieję wstąpić tam jeszcze nie raz:)


Kuchni pałacowej pilnuje kot;
niejedyne to zwierzę, tuż obok pałacu pasie się gromadka danieli...

 
 

Spać można i w pałacu,
 i w dawnych budynkach folwarcznych.

  
Pałac historię ma wartą uwagi,
 splotły się w niej losy polskie i niemieckie, ludzi utytułowanych i nie, biednych i bogatych.
Polecam - bardzo, bardzo! - stronę zamku i filmik Łowców Przygód, na którym można zobaczyć zamek z lotu ptaka, porównać stan obecny z tym sprzed remontu, przejść się po pałacu, wreszcie posłuchać, co łączy Sulisław z nieodległymi Kopicami, które nie miały tyle szczęścia i mimo że w rękach prywatnego inwestora, niszczeją nieubłaganie od lat...


(to zdjęcie zrobiłam równo 6 lat temu, strach pomyśleć, jak to teraz wygląda...)

środa, 20 kwietnia 2016

dziura w niebie, czyli podobno jest wiosna

 

No tak, podobno wiosna, podobno widoczna, nawet odczuwalna, a ja wciąż w dziurze, wróć, w kondycji zimowej... Póki co, czytam, ostatnio Romę Ligocką, której pierwszą książkę miałam w rękach lata temu, a teraz do niej wróciłam i, za ciosem, przeczytałam to, co dostępne w wersji e. Co mam powiedzieć - Ligocka pisze cały czas jedną książkę, czyli swój życiorys, w różnych wariantach, ale za każdym razie czyta się to jak rzecz nową, choć znajomą. Lubię Ligocką i jako autorkę, i jako kobietę, i, wreszcie, jako krakowiankę:) Polecam, zwłaszcza paniom, ale nie tylko, warto!



Co poza tym?
Poza tym słucham, teraz "Dzienniki" Dąbrowskiej, w tzw. międzyczasie Prusa ("Lalka" czytana przez Jerzego Kamasa, to naprawdę przyjemność), nadrabiam zaległości filmowe, a w przerwach... czytam - rzeczy poważne bardziej (ostatnio Kopińskiej "Polska odwraca oczy") i mniej (kryminały, najchętniej), i tak jakoś leci...  Od polityki usiłuję się zdystansować, choć to dość trudne, więc z powodzeniem różnym:(
Wczoraj udało mi się wyskoczyć za miasto, co prawda tylko w roli kierowcy, ale;
 jedno zdjęcie strzeliłam - wiało, chwilami padało, a jak już wysiadłam, to widok zrobił się zwykły, zwyczajny, dziurę przesłoniło, magię przewiało...

Pozdrawiam, trzymajcie się:)