wtorek, 8 września 2020

zobaczyć Łopienkę i... wrócić.



Wróciłam.
To zdjęcie zrobiłam w październiku 2006. Zauroczyła mnie cerkiewka stojąca przy leśnej drodze, w bieszczadzkiej głuszy, ślad po istniejącym tu niegdyś życiu. Dziś w internecie informacji jest wiele, 14 lat temu pisząc, posiłkowałam się przewodnikiem T. Darmochwała:

"Wieś, której początki przypadają na wiek XVI, zakończyła swój żywot na przełomie lat 1946-7, kiedy to ludność miejscowa została wywieziona na Ukrainę i, w ramach osławionej akcji ‚Wisła’, na Ziemie Zachodnie; 
w XVIII i XIX w  był tu największy w Bieszczadach ośrodek kultu maryjnego; tu znajdowała się słynna ikona Matki Bożej Łopieńskiej, przeniesiona w 1949 r do Polańczyka. Cerkiewka, pochodząca ponoć z XVIII w. przetrwała, ale była systematycznie dewastowana, m.in. służąc jako koszar dla owiec. 

Na szczęście w latach 60. zainteresował się nią bieszczadzki konserwator zabytków i tak,  głównie siłami prywatnymi i społecznymi, cerkiew uratowano. Zrekonstruowano też kapliczkę grobową i wybudowano dzwonnicę; dzwon podobno przetrwał zawieruchę wojenną i komunistyczną, i czeka …"


Greckokatolicka cerkiew św. Męczennicy Paraskewii w Łopience;


we wnętrzu - kopia ikony Matki Boskiej Łopieńskiej.



Czytam na stronie naszebieszczady:
"Swoistą osobliwością łopieńskiej cerkwi jest fakt, że jest ona zawsze otwarta. Osoby odpowiedzialne za jej rekonstrukcję podtrzymują, że w ten sposób chcą podkreślić jej dostępność dla każdego. Twierdzą, że świątynia jest własnością wszystkich miłośników Bieszczadów, ich historii i przyrody – dlatego odwiedzić ją może każdy i kiedy tylko ma na to ochotę. Wystarczy nacisnąć klamkę i pchnąć drzwi…"


Dzwonnica - rozebrana w 1956, zrekonstruowana w 2005 r. -
 a obok murowana kaplica grobowa z 1852 roku, zniszczona w czasie wojny i odbudowana w latach 90. W trakcie prac znaleziono ciało mężczyzny z drewnianym kielichem w ręce, prawdopodobnie księdza Andrzeja Ławrowskiego, zmarłego w 1857 r. inicjatora budowy cerkwi.


Dokumentacja odbudowy;
zainteresowanym polecam stronę.


Lipa - znak, że kiedyś było tu życie.


Czas wracać, robi się późno,
 jeszcze tylko rzut oka na cerkiew i okolicę - Łopiennik schowany w chmurach jest zupełnie niewidoczny, zaraz znów zacznie padać...


 Wracamy tą samą drogą, którą przyszliśmy (po drodze mijając węglarzy)    na parking w Buku; 



przed nami dwie godziny jazdy po dziurawej, miejscami, drodze 
i z widokami, za którymi potem się tęskni,


nieplanowanymi spotkaniami 🙂


oraz niespodziewanym bonusem w Komańczy;
murale Arkadiusza Andrejkowa oglądam na fb, a teraz, voila, na żywo. 


W Komańczy zahaczyłam, oczywiście, o nową-starą cerkiew, ale o tym następnym razem.


62 komentarze:

  1. Byłaś w moim ulubionym miejscu w Bieszczadach. Nie ma Bieszczad bez odwiedzenia Łopienki z wyjątkowym Bieszczadzkim Chrystusem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma. Jest jeszcze kilka innych miejsc w Bieszczadach, za którymi tęsknię, muszą poczekac... :)

      Usuń
  2. Trzy ostatnie zdjęcia- nieprawdopodobne! Zawrotu głowy można dostać!! Bardzo lubię murale, ale ten przebija wszystkie, które dotąd widziałam: niezwykłe miejsce, wyciszona tonacja, współgra idealnie z otoczeniem- po prostu - super!
    A psisko może zawojować każde serce! :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Murale Andrejkowa są specyficzne, order za pomysł i wykonanie 😊

      Usuń
  3. Ach, te wodoki, za którymi się tęskni... Jesienią tęskni się za nimi najbardziej. Serdecznie pozdrawiam 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Ja juz kombinuję, jakby wrócić... 😊

      Usuń
  4. dziury w drodze zostawione dla autentycznosci przezyc ? ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pięknie obfocone, opisane, cudowne zdjęcia, gdyby ta ziemia potrafiła mówić?kolejną perełkę pokazałaś.

    OdpowiedzUsuń
  6. Same ciekawe rzeczy pokazujesz, a otwarta cerkiew to rzadkość.
    Widoczki cudne, dlatego warto jeździć w każdy weekend!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, jedno i drugie 😊 Udalo mi sie zobaczyc kilka cerkwi w srodku, ale większosc, podobnie jak koscioły, jest zamknieta.

      Usuń
  7. Takie Bieszczady pamiętam i za takimi tęsknię. Czasem jak oglądam te tłumy, które pokazują w telewizji to wydaje mi się, że to inny świat. A u Ciebie spokój, nastrój i ta piękna cerkiewka aż chce się jechać. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To niestety nowa rzeczywistosc, nie poradzisz, teraz nawet jesienia jest duzo ludzi. W Łopience bylo pusto, bo to i dzien pochmurny, i późna godzina, ale parking w Buku byl zastawiony, a w Cisnej, orzejazdem, widzialam mase ludzi.

      Usuń
  8. Są takie miejsca, takie widoki, do których się tęskni i chętnie wraca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ba, chciałoby sie zebrać manatki i przenieśc na stałe :)

      Usuń
  9. I był Beskid i były słowa
    Zanurzone po pępki w cerkwi baniach
    rozłożyście złotych
    Smagających się z wiatrem do krwi

    Moje myśli biegały końmi
    Po niebieskich mokrych połoninach
    I modliłem się złożywszy dłonie
    Do gór do madonny Brunatnolicej
    A gdy serce kroplami tęsknoty
    Jęło spadać na góry sine
    Czarodziejskim kwiatem paproci
    Rozgwieździła się bukowina

    Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,wolna_grupa_bukowina,pejzaze_harasymowiczowskie.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ znam i wiem, ja z tych, co to śpiewali przy gitarze na obozach wędrownych, wieki temu 😊 dzięki za przypomnienie, oj, wywołałaś wspomnienia...

      Usuń
  10. I w Cisnej i w Komańczy byłam, oj dawno temu... Smarkula ze mnie była, jak się włóczyłam po Bieszczadach.:)
    Piękne kadry...
    Pozdrowionka posyłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszy raz byłam w 77 roku, aż strach pomyśleć, ile to już lat:) Pięknie tam, jak kiedyś, moze teraz 'bogaciej', no ale trudno;)
      Cerkiew pokażę, Cisnej nie, bo nawet sie nie zatrzymałam, może nastepnym razem. Pozdrawiam i ja:)

      Usuń
  11. Jakie to są mistyczne wręcz miejsca. Parę lat temu tylko liznęłam klimaty bieszczadzkie. Dziękuję za możliwość poznawania w ten sposób tych miejsc. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam zatem, kilka jeszcze będzie, co prawda bardziej w Beskidzie Niskim, ale; :)

      Usuń
  12. Jeszcze!
    Nie wiem co piękniejsze: wnętrze cerkiewki czy otoczenie. Niechże ta zaraz odpuści do wiosny!!

    OdpowiedzUsuń
  13. Blisko Komańczy mieszka moja córka.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ech! Zawiszczam tych widoków i miejsc! Szczęściara z Ciebie!
    Macham! :-))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, Fusilko, kto jeszcze używa tego słowa, uwielbiam cię 😊

      Usuń
  15. Super, że udało się z tym odrestaurowaniem! Powinniśmy dbać o naszą historię i zabytki jakie mamy :D
    Zapraszam: czytanko.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, na szczęście coraz więcej w ludziach świadomości, szkoda tylko, ze tak późno...
      Zaproszenie przyjęte:)

      Usuń
  16. Piękne miejsce, czuć w nim ducha minionych czasów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuć, ale też dostala Łopienka nowe zycie, ciagna tu turysci i wierni nie tylko z okolicy.

      Usuń
  17. Byłem też w deszczową pogodę. Jako bonus na drogę wylazły mi salamandry, które po raz pierwszy mogłem oglądać z tak bliska...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raz mialam przyjemnosc tylko widziec salamandre z bliska, w Szczawnicy wiosna, ale to chwila i juz jej nie bylo:)

      Usuń
  18. Bardzo lubię p latach wrócić do danej miejscowości, by z zaciekawieniem oglądać co się przez ten czas zmieniło.
    I czy zmieniło się na lepsze, czy też na gorsze...
    ps. ten mural na tych dechach stodoły(?) jest fantastyczny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tzw. cichy memorial Arkadiusza Andrejkowa, ktory przenosi zdjecia ludzi na sciany budynkow, na Podkarpaciu, a ostatnio tez na Podlasiu.

      Usuń
  19. Klimatyczne miejsce z przepięknymi widokami! Murale Andrejkowa pooglądałam, są niesamowite, historyczne i wtopione cudnie w tło. Dzięki:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Projekt Andrejkowa jest jedyny w swoim rodzaju, żałuję, że nie mam żadnej stodoły :)

      Usuń
  20. Jak dawno tam nie byłem, pierwszy raz gdy zaczynano myśleć o remoncie, z Zenitem w plecaku, dzięki za przypomnienie tego wspaniałego miejsca :)
    Cerkiewka remontowana była głównie dzięki prywatny staraniom, choć faktycznie były dotacje z ministerstwa. W Łopience poznałem Zbyszka Kaszubę, który znacznie przyczynił się do osiągnięcia obecnego stanu, to sympatyczny i bardzo skromny człowiek, o swoim udziale w odbudowie nie lubił zbyt dużo mówić.
    Na stronie http://karpaccy.pl/lopienka/ jest zwięzły opis remontu cerkiewki.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, czytałam, pod 6 zdjęciem jest link do strony:) Jak miło, że się odezwałeś; ja też w Bieszczadach byłam wieki temu (pierwszy raz w 77, ostatni w 2008), nie licząc tegorocznego wypadu i okropnie za nimi tęsknię. Napisz na priv, co u was:)

      Usuń
  21. Co ślepemu po oczach ;).
    Ja mam galopującą sklerozę, ale coś mi się kołacze w łepetynie, że na Twój blog trafiłem dzięki Łopience.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesli, to już byłoby 14 lat :) Nie sprawdzimy tego, bo choć stary blog jest na wordpressie, to bez komentarzy - o to mam żal do bloxa, bo wiecej dla mnie one były warte niż same wpisy:(

      Usuń
    2. Na roztoczańskim blogu miałem wpis o Klemensowie, jedyny chyba taki przypadek w czasie mojego blogowania, w komentarzach powstało mini forum, pojawili się ludzie którzy dawno wyjechali, mieszkają za granicą, ale z sentymentem wspominali Klemensów, ich wspomnienia były bezcenne.

      Usuń
    3. Mnie sie to tez przytrafiło, kiedy pisałam o pałacach w Roztoce i Dolnych Sadach na Dolnym Śląsku, odezwała sie nawet właścicielka tego drugiego; te komentarze sobie skopiowałam, żal mi było tych rozmów, ale teraz blog wisi na wordpressie i nikt tam nie zaglada.

      Usuń
    4. Wordpress jakoś mi nie podpasował, kiedyś próbowałem coś tam założyć, ale nic z tego nie wyszło.
      Teraz więcej cieszę się chwilą jak coś zwiedzam, mniej robię zdjęć, zawsze miałem dylemat, oglądać czy robić zdjęcia, nie zawsze był czas na jedno i drugie ;)

      Usuń
    5. Człowiek z aparatem wpada w pułapkę przymusu fotografowania, prawda? Ale z drugiej strony, dzieki zdjęciom pamietam więcej i lepiej. Jest jeszcze aspekt czysto fizyczny, ciężar aparatu, a jak to lustrzanka, to wybór obiektywu, temat - rzeka;)
      Wordpressa wybrałam, bo admini z bloxa pomogli przerzucić nań blog, on tam sobie jest jako archiwum i nic więcej.

      Usuń
    6. Oj, prawda :)
      Niekiedy specjalnie nie brałem aparatu, ale kończyło się na zdjęciach komórką ;)
      Oprócz lustrzanki mam bezlusterkowca, pierwszy model Canona, fatalny autofokus i słaby obiektyw, ale lżejszy.
      Wordpressa był chyba jedyną opcją automatycznego przeniesienia.

      Usuń
    7. To ci powiem, że po wakacjach, kiedy woziłam trzy obiektywy, których mi sie nie chciało przepinać, postanowiłam kupić sobie jakiś porządny zoom o wadze zblizonej do obiektywu. Z lektury i konsultacji ze znajomymi padło na sony i lumixa, wypróbowałam oba, kupiłam lumixa fz 1000. Mam go od prawie dwóch miesięcy i na poczatku tak nie lubiłam, ze strach, ale sie zawzięłam i oswajam. Umówmy sie, nie robie zdjęć konkursowych, ani wielkich wydruków... On ma jedna, poza zoomem odpowiadajacym ogniskowej 400, zaletę, jest jasny, 2.8 przesłona. Wrzucam go do torby i mam, a lustrzanke osczędzam:) Dodam, ze zdjęc ze smartfonu nie lubie, traktuje jak ostateczność. Lumixem sa robione zdjęcia z dwóch ostatnich listopadowych wpisów.

      Usuń
    8. Co zdecydowało o wyborze Lumixa? Sony ma jedno calową matrycę, to mi się podobało, niekiedy używam sony rx100, małpka z taka samą matrycą, duża jasność obiektywu, super do filmowania, zdjęcia jak na wielkość aparatu przyzwoite, ale malutki zoom.
      Moja lustrzanka poszła w odstawkę, bo coś padło w obiektywie (17-55), po jednym zdjęciu wyświetla się błąd komunikacji, czyszczenie styków nie pomaga.
      Smartfon ma obiektyw i matrycę wielkości główki szpilki, nadrabia te niedostatki obróbką cyfrową, o wygodzie obsługi nie wspominając, ale i tak kusi jak nie mam aparatu ;)

      Usuń
    9. Po tzw. rozeznaniu tematu (opinie i recenzje na stronach, zdjęcia znajomych) zostały mi do wyboru tylko dwa zoomy - sony RX10 i lumix FZ1000; brałam pod uwagę też cenę, nie chciałam szalec, to miał być aparat, "którego mi nie żal' :) miałam mozliwośc przetestowania sony - teoretycznie niezły, zoom odpowiednio 200 mm, ale po prostu źle mi sie robiło nim zdjęcia, choc z drugiej strony w ustawieniach b.podobny do canona, b. intuicyjny. Lumix znów jest pod tym wzgledem okropny, cos dla pasjonatów łamigłówek, ale ostatecznie uznałam, że robi lepsze zdjęcia. Mam wrażenie, że 'sie rozgrzewa', w miare uzytkowania. I wydaje mi się, że mój program do obróbki gorzej sobie z nim radzi niż z canonem.
      Tak czy siak, spełnia swoje zadanie. Ostatnio robiłam zdjęcia i canonem i lumixem i owszem, widze różnice, ale w oryginalnym formacie, a tak, na bloga czy fb, nie.

      Usuń
    10. Dodam jeszcze - jest jasny, 2.8, to się czuje.

      Usuń
    11. Końcowy efekt jest najważniejszy, jasny obiektyw oprócz większej uniwersalności ułatwia pracę autofokusu, u Ciebie mimo sporego zoomu masz chyba stałe światło, wspomniany małpiszon Sonego ma 5x zoom, na początku przesłonę 1.8 na końcu już 5.6.

      Usuń
    12. Pomyliłem się, to tylko 3.6x zoom

      Usuń
  22. Taka perełka... Rzadko zdarza się taki wpis, który trzyma za serce i cieszy oko.
    Serdeczności zasyłam

    OdpowiedzUsuń
  23. Co za urocze miejsce i doskonale obfotografowane. Bardzo lubię blogi w których nie oszczędza się na zdjęciach. Uwielbiam cerkiewki, tej jeszcze nie widziałam. Wiem, w tym roku to raczej niemożliwe ale kto wie, może w przyszłym?
    Ślę moc serdeczności:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łopienka jest jedyna w swoim rodzaju, warta spaceru o kazdej porze roku:) Pozdrawiam i zapraszam, bedą jeszcze inne cerkwie:)

      Usuń
  24. Miałam to szczęście, że obserwowałam podnoszenie się cerkwi w Łopience z całkowitej ruiny do obecnej postaci. Na początku lat 90-tych były tam tylko kamienne ściany z pustymi "oczodołami" okien.
    A potem każdego roku coś przybywało.
    W tamtym czasie co roku w wakacje byliśmy co najmniej tydzień w Bukowcu i tradycyjnie odbywaliśmy wycieczkę do Łopienki.
    Pozdrawiam
    Jola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za daleko mieszkam, zazdroszczę; tym razem bylam w okolicy Nowego Żmigrodu i udało mi się łyknąć trochę bieszczadzkiego powietrza.:)

      Usuń


Wszystkim dziękuję pięknie za komentarze, bez nich blog nie byłby tym, czym, mam nadzieję, jest - rozmową.
Staram się odpowiadać na bieżąco, czasem jednak nie mogę, ale zawsze - chcę;)


A, i czytam komentarze do starych postów:)