Wróciłam.
To zdjęcie zrobiłam w październiku 2006. Zauroczyła mnie cerkiewka stojąca przy leśnej drodze, w bieszczadzkiej głuszy, ślad po istniejącym tu niegdyś życiu. Dziś w internecie informacji jest wiele, 14 lat temu pisząc, posiłkowałam się przewodnikiem T. Darmochwała:
"Wieś, której początki przypadają na wiek XVI, zakończyła swój żywot na przełomie lat 1946-7, kiedy to ludność miejscowa została wywieziona na Ukrainę i, w ramach osławionej akcji ‚Wisła’, na Ziemie Zachodnie;
w XVIII i XIX w był tu największy w Bieszczadach ośrodek kultu maryjnego; tu znajdowała się słynna ikona Matki Bożej Łopieńskiej, przeniesiona w 1949 r do Polańczyka. Cerkiewka, pochodząca ponoć z XVIII w. przetrwała, ale była systematycznie dewastowana, m.in. służąc jako koszar dla owiec.
Na szczęście w latach 60. zainteresował się nią bieszczadzki konserwator zabytków i tak, głównie siłami prywatnymi i społecznymi, cerkiew uratowano. Zrekonstruowano też kapliczkę grobową i wybudowano dzwonnicę; dzwon podobno przetrwał zawieruchę wojenną i komunistyczną, i czeka …"
w XVIII i XIX w był tu największy w Bieszczadach ośrodek kultu maryjnego; tu znajdowała się słynna ikona Matki Bożej Łopieńskiej, przeniesiona w 1949 r do Polańczyka. Cerkiewka, pochodząca ponoć z XVIII w. przetrwała, ale była systematycznie dewastowana, m.in. służąc jako koszar dla owiec.
Na szczęście w latach 60. zainteresował się nią bieszczadzki konserwator zabytków i tak, głównie siłami prywatnymi i społecznymi, cerkiew uratowano. Zrekonstruowano też kapliczkę grobową i wybudowano dzwonnicę; dzwon podobno przetrwał zawieruchę wojenną i komunistyczną, i czeka …"
Greckokatolicka cerkiew św. Męczennicy Paraskewii w Łopience;
we wnętrzu - kopia ikony Matki Boskiej Łopieńskiej.
Czytam na stronie naszebieszczady:
"Swoistą osobliwością łopieńskiej cerkwi jest fakt, że jest ona zawsze otwarta. Osoby odpowiedzialne za jej rekonstrukcję podtrzymują, że w ten sposób chcą podkreślić jej dostępność dla każdego. Twierdzą, że świątynia jest własnością wszystkich miłośników Bieszczadów, ich historii i przyrody – dlatego odwiedzić ją może każdy i kiedy tylko ma na to ochotę. Wystarczy nacisnąć klamkę i pchnąć drzwi…"
Dzwonnica - rozebrana w 1956, zrekonstruowana w 2005 r. -
a obok murowana kaplica grobowa z 1852 roku, zniszczona w czasie wojny i odbudowana w latach 90. W trakcie prac znaleziono ciało mężczyzny z drewnianym kielichem w ręce, prawdopodobnie księdza Andrzeja Ławrowskiego, zmarłego w 1857 r. inicjatora budowy cerkwi.
Lipa - znak, że kiedyś było tu życie.
Czas wracać, robi się późno,
jeszcze tylko rzut oka na cerkiew i okolicę - Łopiennik schowany w chmurach jest zupełnie niewidoczny, zaraz znów zacznie padać...
Wracamy tą samą drogą, którą przyszliśmy (po drodze mijając węglarzy) na parking w Buku;
przed nami dwie godziny jazdy po dziurawej, miejscami, drodze
i z widokami, za którymi potem się tęskni,
nieplanowanymi spotkaniami 🙂
oraz niespodziewanym bonusem w Komańczy;
murale Arkadiusza Andrejkowa oglądam na fb, a teraz, voila, na żywo.
murale Arkadiusza Andrejkowa oglądam na fb, a teraz, voila, na żywo.
W Komańczy zahaczyłam, oczywiście, o nową-starą cerkiew, ale o tym następnym razem.
Byłaś w moim ulubionym miejscu w Bieszczadach. Nie ma Bieszczad bez odwiedzenia Łopienki z wyjątkowym Bieszczadzkim Chrystusem.
OdpowiedzUsuńNie ma. Jest jeszcze kilka innych miejsc w Bieszczadach, za którymi tęsknię, muszą poczekac... :)
UsuńTrzy ostatnie zdjęcia- nieprawdopodobne! Zawrotu głowy można dostać!! Bardzo lubię murale, ale ten przebija wszystkie, które dotąd widziałam: niezwykłe miejsce, wyciszona tonacja, współgra idealnie z otoczeniem- po prostu - super!
OdpowiedzUsuńA psisko może zawojować każde serce! :))
Murale Andrejkowa są specyficzne, order za pomysł i wykonanie 😊
UsuńAch, te wodoki, za którymi się tęskni... Jesienią tęskni się za nimi najbardziej. Serdecznie pozdrawiam 😘
OdpowiedzUsuńPrawda? Ja juz kombinuję, jakby wrócić... 😊
Usuńdziury w drodze zostawione dla autentycznosci przezyc ? ;)
OdpowiedzUsuńDziękuje za takie przezycia;)
UsuńPięknie obfocone, opisane, cudowne zdjęcia, gdyby ta ziemia potrafiła mówić?kolejną perełkę pokazałaś.
OdpowiedzUsuńDzięki, szykuj się na więcej 😊
UsuńSame ciekawe rzeczy pokazujesz, a otwarta cerkiew to rzadkość.
OdpowiedzUsuńWidoczki cudne, dlatego warto jeździć w każdy weekend!
To prawda, jedno i drugie 😊 Udalo mi sie zobaczyc kilka cerkwi w srodku, ale większosc, podobnie jak koscioły, jest zamknieta.
UsuńTakie Bieszczady pamiętam i za takimi tęsknię. Czasem jak oglądam te tłumy, które pokazują w telewizji to wydaje mi się, że to inny świat. A u Ciebie spokój, nastrój i ta piękna cerkiewka aż chce się jechać. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńTo niestety nowa rzeczywistosc, nie poradzisz, teraz nawet jesienia jest duzo ludzi. W Łopience bylo pusto, bo to i dzien pochmurny, i późna godzina, ale parking w Buku byl zastawiony, a w Cisnej, orzejazdem, widzialam mase ludzi.
UsuńSą takie miejsca, takie widoki, do których się tęskni i chętnie wraca.
OdpowiedzUsuńBa, chciałoby sie zebrać manatki i przenieśc na stałe :)
UsuńI pięknie.
OdpowiedzUsuńTak jest.
UsuńI był Beskid i były słowa
OdpowiedzUsuńZanurzone po pępki w cerkwi baniach
rozłożyście złotych
Smagających się z wiatrem do krwi
Moje myśli biegały końmi
Po niebieskich mokrych połoninach
I modliłem się złożywszy dłonie
Do gór do madonny Brunatnolicej
A gdy serce kroplami tęsknoty
Jęło spadać na góry sine
Czarodziejskim kwiatem paproci
Rozgwieździła się bukowina
Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,wolna_grupa_bukowina,pejzaze_harasymowiczowskie.html
Ależ znam i wiem, ja z tych, co to śpiewali przy gitarze na obozach wędrownych, wieki temu 😊 dzięki za przypomnienie, oj, wywołałaś wspomnienia...
UsuńI w Cisnej i w Komańczy byłam, oj dawno temu... Smarkula ze mnie była, jak się włóczyłam po Bieszczadach.:)
OdpowiedzUsuńPiękne kadry...
Pozdrowionka posyłam.
Pierwszy raz byłam w 77 roku, aż strach pomyśleć, ile to już lat:) Pięknie tam, jak kiedyś, moze teraz 'bogaciej', no ale trudno;)
UsuńCerkiew pokażę, Cisnej nie, bo nawet sie nie zatrzymałam, może nastepnym razem. Pozdrawiam i ja:)
Jakie to są mistyczne wręcz miejsca. Parę lat temu tylko liznęłam klimaty bieszczadzkie. Dziękuję za możliwość poznawania w ten sposób tych miejsc. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZapraszam zatem, kilka jeszcze będzie, co prawda bardziej w Beskidzie Niskim, ale; :)
UsuńJeszcze!
OdpowiedzUsuńNie wiem co piękniejsze: wnętrze cerkiewki czy otoczenie. Niechże ta zaraz odpuści do wiosny!!
Wszystko 'cuzamen' do kupy:)
UsuńBlisko Komańczy mieszka moja córka.
OdpowiedzUsuńPamiętam i zazdroszczę.
UsuńEch! Zawiszczam tych widoków i miejsc! Szczęściara z Ciebie!
OdpowiedzUsuńMacham! :-))))
Och, Fusilko, kto jeszcze używa tego słowa, uwielbiam cię 😊
UsuńSuper, że udało się z tym odrestaurowaniem! Powinniśmy dbać o naszą historię i zabytki jakie mamy :D
OdpowiedzUsuńZapraszam: czytanko.pl
To prawda, na szczęście coraz więcej w ludziach świadomości, szkoda tylko, ze tak późno...
UsuńZaproszenie przyjęte:)
Piękne miejsce, czuć w nim ducha minionych czasów.
OdpowiedzUsuńCzuć, ale też dostala Łopienka nowe zycie, ciagna tu turysci i wierni nie tylko z okolicy.
UsuńByłem też w deszczową pogodę. Jako bonus na drogę wylazły mi salamandry, które po raz pierwszy mogłem oglądać z tak bliska...
OdpowiedzUsuńRaz mialam przyjemnosc tylko widziec salamandre z bliska, w Szczawnicy wiosna, ale to chwila i juz jej nie bylo:)
UsuńBardzo lubię p latach wrócić do danej miejscowości, by z zaciekawieniem oglądać co się przez ten czas zmieniło.
OdpowiedzUsuńI czy zmieniło się na lepsze, czy też na gorsze...
ps. ten mural na tych dechach stodoły(?) jest fantastyczny.
To tzw. cichy memorial Arkadiusza Andrejkowa, ktory przenosi zdjecia ludzi na sciany budynkow, na Podkarpaciu, a ostatnio tez na Podlasiu.
UsuńKlimatyczne miejsce z przepięknymi widokami! Murale Andrejkowa pooglądałam, są niesamowite, historyczne i wtopione cudnie w tło. Dzięki:)))
OdpowiedzUsuńProjekt Andrejkowa jest jedyny w swoim rodzaju, żałuję, że nie mam żadnej stodoły :)
UsuńJak dawno tam nie byłem, pierwszy raz gdy zaczynano myśleć o remoncie, z Zenitem w plecaku, dzięki za przypomnienie tego wspaniałego miejsca :)
OdpowiedzUsuńCerkiewka remontowana była głównie dzięki prywatny staraniom, choć faktycznie były dotacje z ministerstwa. W Łopience poznałem Zbyszka Kaszubę, który znacznie przyczynił się do osiągnięcia obecnego stanu, to sympatyczny i bardzo skromny człowiek, o swoim udziale w odbudowie nie lubił zbyt dużo mówić.
Na stronie http://karpaccy.pl/lopienka/ jest zwięzły opis remontu cerkiewki.
Serdecznie pozdrawiam.
Wiem, czytałam, pod 6 zdjęciem jest link do strony:) Jak miło, że się odezwałeś; ja też w Bieszczadach byłam wieki temu (pierwszy raz w 77, ostatni w 2008), nie licząc tegorocznego wypadu i okropnie za nimi tęsknię. Napisz na priv, co u was:)
UsuńCo ślepemu po oczach ;).
OdpowiedzUsuńJa mam galopującą sklerozę, ale coś mi się kołacze w łepetynie, że na Twój blog trafiłem dzięki Łopience.
Jesli, to już byłoby 14 lat :) Nie sprawdzimy tego, bo choć stary blog jest na wordpressie, to bez komentarzy - o to mam żal do bloxa, bo wiecej dla mnie one były warte niż same wpisy:(
UsuńNa roztoczańskim blogu miałem wpis o Klemensowie, jedyny chyba taki przypadek w czasie mojego blogowania, w komentarzach powstało mini forum, pojawili się ludzie którzy dawno wyjechali, mieszkają za granicą, ale z sentymentem wspominali Klemensów, ich wspomnienia były bezcenne.
UsuńMnie sie to tez przytrafiło, kiedy pisałam o pałacach w Roztoce i Dolnych Sadach na Dolnym Śląsku, odezwała sie nawet właścicielka tego drugiego; te komentarze sobie skopiowałam, żal mi było tych rozmów, ale teraz blog wisi na wordpressie i nikt tam nie zaglada.
UsuńWordpress jakoś mi nie podpasował, kiedyś próbowałem coś tam założyć, ale nic z tego nie wyszło.
UsuńTeraz więcej cieszę się chwilą jak coś zwiedzam, mniej robię zdjęć, zawsze miałem dylemat, oglądać czy robić zdjęcia, nie zawsze był czas na jedno i drugie ;)
Człowiek z aparatem wpada w pułapkę przymusu fotografowania, prawda? Ale z drugiej strony, dzieki zdjęciom pamietam więcej i lepiej. Jest jeszcze aspekt czysto fizyczny, ciężar aparatu, a jak to lustrzanka, to wybór obiektywu, temat - rzeka;)
UsuńWordpressa wybrałam, bo admini z bloxa pomogli przerzucić nań blog, on tam sobie jest jako archiwum i nic więcej.
Oj, prawda :)
UsuńNiekiedy specjalnie nie brałem aparatu, ale kończyło się na zdjęciach komórką ;)
Oprócz lustrzanki mam bezlusterkowca, pierwszy model Canona, fatalny autofokus i słaby obiektyw, ale lżejszy.
Wordpressa był chyba jedyną opcją automatycznego przeniesienia.
To ci powiem, że po wakacjach, kiedy woziłam trzy obiektywy, których mi sie nie chciało przepinać, postanowiłam kupić sobie jakiś porządny zoom o wadze zblizonej do obiektywu. Z lektury i konsultacji ze znajomymi padło na sony i lumixa, wypróbowałam oba, kupiłam lumixa fz 1000. Mam go od prawie dwóch miesięcy i na poczatku tak nie lubiłam, ze strach, ale sie zawzięłam i oswajam. Umówmy sie, nie robie zdjęć konkursowych, ani wielkich wydruków... On ma jedna, poza zoomem odpowiadajacym ogniskowej 400, zaletę, jest jasny, 2.8 przesłona. Wrzucam go do torby i mam, a lustrzanke osczędzam:) Dodam, ze zdjęc ze smartfonu nie lubie, traktuje jak ostateczność. Lumixem sa robione zdjęcia z dwóch ostatnich listopadowych wpisów.
UsuńCo zdecydowało o wyborze Lumixa? Sony ma jedno calową matrycę, to mi się podobało, niekiedy używam sony rx100, małpka z taka samą matrycą, duża jasność obiektywu, super do filmowania, zdjęcia jak na wielkość aparatu przyzwoite, ale malutki zoom.
UsuńMoja lustrzanka poszła w odstawkę, bo coś padło w obiektywie (17-55), po jednym zdjęciu wyświetla się błąd komunikacji, czyszczenie styków nie pomaga.
Smartfon ma obiektyw i matrycę wielkości główki szpilki, nadrabia te niedostatki obróbką cyfrową, o wygodzie obsługi nie wspominając, ale i tak kusi jak nie mam aparatu ;)
Po tzw. rozeznaniu tematu (opinie i recenzje na stronach, zdjęcia znajomych) zostały mi do wyboru tylko dwa zoomy - sony RX10 i lumix FZ1000; brałam pod uwagę też cenę, nie chciałam szalec, to miał być aparat, "którego mi nie żal' :) miałam mozliwośc przetestowania sony - teoretycznie niezły, zoom odpowiednio 200 mm, ale po prostu źle mi sie robiło nim zdjęcia, choc z drugiej strony w ustawieniach b.podobny do canona, b. intuicyjny. Lumix znów jest pod tym wzgledem okropny, cos dla pasjonatów łamigłówek, ale ostatecznie uznałam, że robi lepsze zdjęcia. Mam wrażenie, że 'sie rozgrzewa', w miare uzytkowania. I wydaje mi się, że mój program do obróbki gorzej sobie z nim radzi niż z canonem.
UsuńTak czy siak, spełnia swoje zadanie. Ostatnio robiłam zdjęcia i canonem i lumixem i owszem, widze różnice, ale w oryginalnym formacie, a tak, na bloga czy fb, nie.
Dodam jeszcze - jest jasny, 2.8, to się czuje.
UsuńKońcowy efekt jest najważniejszy, jasny obiektyw oprócz większej uniwersalności ułatwia pracę autofokusu, u Ciebie mimo sporego zoomu masz chyba stałe światło, wspomniany małpiszon Sonego ma 5x zoom, na początku przesłonę 1.8 na końcu już 5.6.
UsuńPomyliłem się, to tylko 3.6x zoom
Usuń😊
UsuńTaka perełka... Rzadko zdarza się taki wpis, który trzyma za serce i cieszy oko.
OdpowiedzUsuńSerdeczności zasyłam
Bardzo mi miło:) Pozdrawiam serdecznie:)
UsuńCo za urocze miejsce i doskonale obfotografowane. Bardzo lubię blogi w których nie oszczędza się na zdjęciach. Uwielbiam cerkiewki, tej jeszcze nie widziałam. Wiem, w tym roku to raczej niemożliwe ale kto wie, może w przyszłym?
OdpowiedzUsuńŚlę moc serdeczności:)
Łopienka jest jedyna w swoim rodzaju, warta spaceru o kazdej porze roku:) Pozdrawiam i zapraszam, bedą jeszcze inne cerkwie:)
UsuńMiałam to szczęście, że obserwowałam podnoszenie się cerkwi w Łopience z całkowitej ruiny do obecnej postaci. Na początku lat 90-tych były tam tylko kamienne ściany z pustymi "oczodołami" okien.
OdpowiedzUsuńA potem każdego roku coś przybywało.
W tamtym czasie co roku w wakacje byliśmy co najmniej tydzień w Bukowcu i tradycyjnie odbywaliśmy wycieczkę do Łopienki.
Pozdrawiam
Jola
Za daleko mieszkam, zazdroszczę; tym razem bylam w okolicy Nowego Żmigrodu i udało mi się łyknąć trochę bieszczadzkiego powietrza.:)
Usuń