piątek, 25 marca 2016

do wiosny daleko, czyli w marcu w ZOO


Do ZOO mnie wnuczek wyciągnął wczoraj;
 poszwendaliśmy się ze trzy godziny, nie wstępując  jednakowoż do afrykarium - nie, bo nie - kilka zdjęć zrobiliśmy - było też selfie z fokami, obowiązkowo - a potem do domu na pizzę wróciliśmy i padliśmy oboje;) 


W ZOO jak to w ZOO, zwierzęta i ludzie;
 i jednych, i drugich niewiele, bo wiadomo, marzec i do tego święta za pasem, to ludziom pieczenie i gotowanie w głowach, nie zwiedzanie, a zwierzęta pochowane gdzieś, na wybiegach tylko niektóre, bo zimno; kangury skakały dla rozgrzewki, ale surykatki trzeba było dogrzać...;)


Trafiliśmy za to na porę obiadową;
 słonia udało się podglądnąć,

 

 pingwinków już nie, bo obiektyw wzięłam nie ten,
 za to kózki sami dokarmiliśmy:)


Podobno żyrafy były akurat wczoraj myte i kąpane, ale nie widzieliśmy;
summa summarum - fajnie nam było, mimo że szaro, buro i zimno...
 Zdecydowanie jednak wolę ZOO jesienią.


....

Ja się powoli budzę do życia,
a Wam wszystkim Wesołych i pogodnych Świąt życzę:)

wtorek, 8 marca 2016

powroty, czyli tęskniąc za Simenonem*


Powinnam była napisać wcześniej, ale nie wiedziałam, że to tak długo potrwa;
niemoc mnie dopadła, najpierw banalnie wirusowa, potem bakteryjna, teraz psychiczna równie banalna; usiłuję ją przeczekać, może z wiosną minie...?
 Ratuję się, uciekając w lekturę, i wiecie co?
 Mam wrażenie, że współcześni autorzy tworzą, nie odrobiwszy wcześniej lekcji pod tytułem - uczę się pisać, czytając mistrzów.
Pozdrawiam, dziękuję i do zobaczenia.

Wrócę, na pewno!
;)
* (kto czytał, ten rozumie, kto nie - odsyłam do info:))