niedziela, 26 sierpnia 2012

BuskerBus 2012 - Bosonogi rządzi, Dominik czaruje, nie jest źle, mogło być lepiej?

BuskerBus to impreza odbywająca się od 1997 r. z inicjatywy Romualda Popłonyka, artysty ulicznego, który tak przedstawia ideę festiwalu:

"Na Festiwalu „BuskerBus” nigdy nie ma i nie będzie biletów, konkursów, rankingów i tym podobnych wynalazków. Promujemy wyłącznie artystów wolnych i niezależnych.
Wychodzimy z założenia, że festiwal nie może być jedynie zbiorem występujących artystów, jak to często spotykamy, lecz swoistym spektaklem, jednorodną, multimedialną kompozycją."

 Od środy do dziś trwają występy artystów na wrocławskim rynku, w następnym tygodniu będzie można oglądać ich w Zielonej Górze.

Byłam wczoraj i przedwczoraj i  wrażenia mam mieszane;
Pierwsze to organizacja - bo jakaś chyba być musiała - nie najlepsza, podobnie jak i informacja, zbyt ogólna, niedokładna..
Miało się dziać w konkretnych godzinach, działo się niewiele, przynajmniej w piątek, nie wiadomo było kto, gdzie i kiedy wystąpi.
Jak ktoś miał szczęście, to udało mu się zobaczyć wszystkich artystów, jak mniejsze - to oglądał dwa, trzy razy tych samych, a innych widział, ewentualnie, na zdjęciach.
Piszę ewentualnie, bo w prasie bieżącej niewiele na temat, a w każdym razie zbyt mało jak na tak dużą imprezę, odniosłam wręcz wrażenie, że nie miało komu zależeć na frekwencji.
A ta była, zwłaszcza w sobotę, dziś pewnie też spora, bo niedziela i ludzie spragnieni rozrywki.
Ja zostaję w domu.

Przyznam, obiecywałam sobie więcej i ciekawiej.
Mam wątpliwości, czy udało się zrealizować 'jednorodny spektakl, multimedialną kompozycję'.
Miałam wrażenie, że oglądam ludzi, niektórzy rzeczywiście bardziej artyści niż nie, którzy każdy z osobna - pokazują, co umieją.
Być może ci, których nie widziałam, pokazali więcej i lepiej, być może - gdyby była lepsza informacja, mogłabym ich wszystkich zobaczyć i być może inaczej odebrałabym całość?
Bo nie na tym chyba polega multimedialność i jednorodność, że kilku - dokładnie dwóch - artystów wspomaga innych?
A co do poziomu, cóż - jedni byli lepsi, inni gorsi, weryfikowała to publika.

A ona, ta publika, bawiła się różnie i na ogół z dystansem;
niechętnie brano udział w zabawach,  nieliczni śpiewali, jeszcze mniej poddawało się nastrojowi i muzyce i oddawało tańcom, absolutnym wyjątkiem były dzieci, zwłaszcza te najmłodsze, uczestniczące bez oporów i do późnej nocy w zabawie;)

Ja pstrykałam, ile się dało;)
Najbardziej spodobali mi się bosonogi showman, którego imienia nie znam, ze swoją kapelą, dający z siebie wszystko i jeszcze więcej, Dominik-o-wielu-imionach, który może nie żonglował jeszcze po mistrzowsku, ale kontakt z publicznością nawiązać umiał, a sztuczki prestidigitatorskie ze sznurkiem prezentował ciekawie, para mieszana z Hiszpanii o wdzięcznej nazwie "Picaporte Company" i śpiewający czarnoskóry Holender Vincent van Hessen.
Uprzejmie proszę;



















Po 21.00 nie dało się zrobić zdjęć inaczej niż z lampą, więc zrezygnowałam, zresztą impreza miała się już ku końcowi.
Dodam tylko, że w ramach bonusa - dla mnie i może dla Was - udało mi się zrobić kilka zdjęć Wrocławia o zmierzchu,


 ale o tym potem:)

A wszystkie zdjęcia z  BuskerBus 2012 - w albumie, zapraszam;
dodam jeszcze, że znalazło się tam tez kilka zdjęć osób z publiczności, nie mogłam się oprzeć;)





poniedziałek, 20 sierpnia 2012

zwykłe obrazki



Siedzę w domu (upał taki, ze strach na zewnątrz nos wystawić) i pozbierać się nie mogę;
przez ostatni miesiąc biegałam o tej porze albo po lesie, albo po mieście, albo przynajmniej przemieszczałam się samochodem między nimi.
Pleców co prawda chwilami nie czułam, bo aparat i obiektywy swoje ważą, ale co się naoglądałam, to moje.
Też i ludzi - nie są może tak cennymi obiektami, jak stare kamieniczki czy cuda przyrody,  ale bywa, że nie mniej ciekawymi;)

No bo jak tu nie zauważyć grupy pielgrzymów, głośno witanej pod Jasną Górą, pasterza, pasącego w ramach Natury 2000 swoje kozy, szeleszczących w trawach niby rój os, czy brukarza malującego pędzelkiem spoiny w chodniku?
Albo dam dworu  przechadzających się po mieście, czasem z komórką w ręce, chętnie pozujących ulicznych grajków czy... pijaczków:)
Albo, dla odmiany, czy można przeoczyć ślicznie pozującą psią damę? bezczelnego lisa wieczorową porą, nie zauważyć jak mały jest człowiek w obliczu potęgi przyrody, albo znów odwrotnie - jak sobie z nią radzi?
Takie zwykłe obrazki, czasem tylko zaskakujące, no bo czy para młodych mocząca się w Tanwi w ramach sesji zdjęciowej jest tak do końca zwyczajna?

Nawet jeśli - czy mogłam ją, ich,  nie "zatrzymać" na matrycy?
Wszak nie od dziś wiadomo, że jak kogoś czy czegoś nie ma na zdjęciu, to tak, jakby go w ogóle nie było...

Miłego oglądania;)